poniedziałek, 26 stycznia 2009
Spacer + wstęp do opisu miasta
Rzecz zasadza się na tym, że weekend bez nart mieszkając w Szwajcarii jeszcze od biedy ujdzie. Natomiast weekend bez pokonania choćby umiarkowanego wzniesienia to byłby już po prostu obciach. I tak razem z kolegą zawędrowaliśmy na najbardziej chyba obleganą w okolicy Zurichu "wypukłość terenu" czyli Uetliberg. Wzgórze to słynie głównie z pięknego widoku na miasto i jezioro, jak również z przystępnej i rozwiniętej infrastruktury, co objawia się min. tym, że prawie na sam szczyt można dojechać... pociągiem. My byliśmy jednak twardzi i weszliśmy na piechotę, co momentami wymagało walki z lodem i niektórymi z podstawowych praw fizyki. Koniec końców jednak się udało i mieliśmy przyjemność spędzić trochę czasu w mini-kurorcie na szczycie, który prezentuje się następująco:
Trzeba przy tym przyznać, że kombinacja pełnego słońca, które w Szwajcarii (w odróżnieniu od np. Polski) zimą również grzeje oraz zalegającego śniegu daje naprawdy w swoim rodzaju i niezwykle przyjemny efekt naturalnego solarium. W ten sposób spędziliśmy ładną chwilkę, syntetyzując zapas witaminy D na co najmniej cały tydzień siedzenia w biurze. Przy okazji podziwialiśmy panoramę Zurichu:
która, trzeba to uczciwie powiedzieć, nie wyróżnia się niczym szczególnym - ot kolekcja murowanych pudełek, poprzedzielanych tu i ówdzie kościelną wieżą. Jest to chyba pierwsza rzecz, jaką należy sobie uświadomić w odniesieniu do tego miasta - ono po prostu nie rzuca się w oczy. Ale jak zejść głębiej, to zaczyna doceniać się jego urok. Co postaram się szanownym czytelnikom przybliżyć w kolejnych odcinkach.
23:43, uff zdążyłem - dobranoc!
Hubert
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna
Subskrybuj Posty [Atom]
Prześlij komentarz