wtorek, 3 lutego 2009
Karnawał
Na imprezę udało mi się dotrzeć w samą porę po pełnej niebezpieczeństw podróży przez pół Szwajcarii. Udało mi się nawet przywieźć Patryka ze sobą. Jak się okazało, było naprawdę warto. Bezpośrednią motywacją imprezy było pożegnanie pochodzącego z Sao Paulo lokatora o zacnym imieniu Rafael.
Już ta informacja powinna dać wyobrażenie o klimacie wieczoru - hot and crazy. Wydatnie pomagała w tym niewiątpliwie lejąca się strumieniami caipirinha, której oryginalny przepis prezentuje się zresztą nadzwyczaj prosto:
- wziąc duży dzbanek (1.5l)
- wrzucić na dno ok. 5 pokrojonych w ćwiarki limonek i rozgnieść je z cukrem za pomocą drewnianego tłuczka
- wlać ok. 0.7l brazyliskiej wódki z trzciny cukrowej (czyli cachasy)
- dodać lodu i gotowe!
Tak przygotowany "drink" nie różni się zasadniczo od swojego podstawowego składnika... z jednym wyjątkiem - wchodzi jak marzenie. Na zgubę niektórym mniej zaprawionym uczestnikom.
Zaczęło się według klasycznego schematu raczej stacjonarnie, choć w ewidentnie wybornych nastrojach:
Niemniej muzyka z faveli szybko rozkręciła towarzystwo, zwłaszcza okraszona tekstami w stylu "no w tym momencie chłopcy zazwyczaj wyciągają spluwy i zaczynają strzelać w powietrze... albo do siebie nawzajem" albo "na tę piosenkę wychodzą dziewczyny przygotowane, tzn. w takich [10cm szerokości] spódniczkach i bez bielizny"... Jak to się mówi, co kraj to obyczaj. Dostałem przy okazji zaproszenie na przyszłoroczny karnawał, więc może będę miał okazję zweryfikować opowieści.
I tak to mniej więcej wyglądało do rana. Było wesoło ale w niedzielę o dziwo nawet głowa nie bolała. Czyżby efekt górskiego powietrza?
A w kolejnych odcinkach trochę o pobycie w Lozannie, trochę o kolejnym (tak, tak!) wypadzie na narty i trochę o czymkolwiek, co wpadnie po drodze. Do usłyszenia!
Bo moim zdaniem tak było:)
Hub
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna
Subskrybuj Posty [Atom]
Prześlij komentarz